sobota, 21 czerwca 2014

1.3 "Cokolwiek do jedzenia"

Zamrugałam, sprawdzając, czy na pewno dobrze widzę. Przecież to nie możliwe… Musiał skończyć koncert od razu po moim wyjściu, bo był przebrany. Wyglądał zupełnie normalnie; miał na sobie dżinsy i zieloną bluzę z kapturem a na stopach czarne air forcy. Na twarzy nie widać było ani grama makijażu, który „upiększał ją” podczas koncertu. Jego włosy układały się w naturalny bałagan. Musiał się śpieszyć, skoro nawet one nie były ułożone.
Dlaczego się śpieszył?
- Ja rozumiem, że nie jesteś belieberką, ale nie musisz od razu traktować mojej propozycji jak coś niemoralnego – odezwał się. Teraz słyszałam jego głos w pełnej okazałości. Był naprawdę cudowny, o wiele bardziej podobała mi się jego barwa gdy mówił, niż śpiewał. Dźwięk był naprawdę przyjemnym dla ucha lekko zachrypniętym barytonem… może chrypka była wynikiem prawie trzech godzin na scenie?
- Niemoralnego? Zaproponowałeś mi spotkanie po koncercie. Czego innego może chcieć Justin – Jestem – Wielką – Gwiazdą – Bieber od zwykłej dziewczyny, takiej jak ja? – zapytałam. Sarkazm był nieodłączną stroną mojego „ja”, więc nawet teraz nie mogłam sobie odpuścić.
- Chciałem pogadać – mruknął – nie pamiętam, kiedy ostatnio rozmawiałem z dziewczyną, która na mój widok potrafi wykrztusić coś poza „o mój boże, to Justin Bieber”. Zazwyczaj kontakt z płcią przeciwną polegający na rozmowie prowadzę jedynie z mamą.
Moja mentalna szczęka właśnie opadła z łoskotem na podłogę. Czy to możliwe, żeby naprawdę chciał tylko pogadać?
- Oh – odpowiedziałam. Na nic więcej nie było mnie stać.
- Tak czy siak, dasz się zaprosić na… na cokolwiek? – zapytał i uśmiechnął się łobuzersko. Naprawdę polubiłam ten uśmiech – na coś do jedzenia, dla ścisłości.
Zaśmiałam się cicho. Mnie samej teraz mój wygłup wydawał się dziecinny. A to, że Justin jeszcze nie zwiał z krzykiem i słuchawką z wystukanym numerem telefonu do pogotowia psychiatrycznego to zupełnie coś innego…
- I niby ty możesz pokazać się w jakimś miejscu publicznym bez wzbudzania sensacji? – zapytałam, odkładając moje rozmyślania na bok.
Justin tylko wyciągnął rękę w moją stronę.
- Sama się przekonaj.
Nie będąc pewna czy dobrze robię przyjęłam jego dłoń i pozwoliłam się poprowadzić w kierunku odwrotnym niż głośna i zatłoczona ulica Nowego Jorku.
***
Jak miałam okazję się przekonać, Justin zaprowadził mnie do swojego samochodu, zaparkowanego z drugiej strony budynku. Muszę przyznać, że nie znam się na motoryzacji, ale to auto nawet na mnie zrobiło wrażenie.
Chłopak po gentelmeńsku otworzył przede mną drzwi od strony pasażera, za co podziękowałam mu uśmiechem. Pomógł mi wsiąść do strasznie niskiego samochodu za co najbardziej wdzięczne mu były moje stopy; w duchu obiecałam sobie, że nigdy więcej nie założę litów, chociażby były nie wiem jak piękne.
Gdy Justin obszedł samochód i usiadł za kierownicą, postanowiłam wreszcie zadać mu dręczące mnie pytanie.
- Gdzie mnie zabierasz?
Co dziwne, w ogóle nie czułam w jego towarzystwie skrępowania czy wstydu… może pomagał mi fakt, że gdyby mi coś zrobił i dowiedziałby się o tym media Justin miałby, potocznie mówiąc, przesrane?
Siedzenie w jednym aucie z supergwiazdą miało swoje plusy.
Jednak to, co  było dla mnie powodem do zachowania spokoju dla większości ludzi mogło być czymś przeciwnym. Przecież jest niezliczona ilość dziewczyn która ze stoickim spokojem rozmawia z milionem chłopaków a przy kimś takim jak Bieber nie potrafi sklecić porządnie jednego zdania… cóż. Niebycie belieberką ma swoje zalety.
- Zobaczysz – odpowiedział chłopak. Westchnęłam.
- Ja i moje stopy naprawdę nie mamy nic przeciwko długiej jeździe – poinformowałam go. Spojrzał na mnie pytająco.
- Pieprzone lity – mruknęłam w odpowiedzi. Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Nigdy nie rozumiałem, jak dziewczyny mogą chodzić na obcasach. Ile mają te twoje, dwanaście centymetrów?
- Nie mniej niż szesnaście, to moje motto – odpowiedziałam, ciekawa jego reakcji, która wprawiła mnie w osłupienie. Większość chłopaków nie łapała żartu, a Justin śmiał się i wyglądał na szczerze rozbawionego. Miał cudowny śmiech.
- Chyba się łapię – odpowiedział między kolejnym atakiem głupawki. Dzielnie próbowałam walczyć z własnym wybuchem chichotu, jednak mi nie wyszło. Po chwili oboje śmialiśmy się jak opętani.
- Tak naprawdę obcasy mają siedemnaście centymetrów, nie chciałam cię zawstydzić.
- Nadal się łapię – wzruszył ramionami. Spłonęłam rumieńcem.
- Okej! – podniosłam ręce do góry udając, że się poddaję – oszczędź mi szczegółów. A swoją drogą, skąd wiesz, że jutro tego nie przeczytasz na Twitterze?
- I tak nikt by ci nie uwierzył. Pojawiło się o mnie już tyle plotek… można powiedzieć, że się przyzwyczaiłem.
- W sumie co racja, to racja.
Wzruszyłam ramionami, po czym wpadł mi do głowy świetny pomysł. Wyciągnęłam z tylnej kieszeni spodenek mojego iPhone’a i włączyłam jedną z lepszych aplikacji, Twittera, po czym szybko się zalogowałam.
- Co robisz? – zapytał Justin.
- Sprawdzam twoją teorię – mrugnęłam do niego.

V. (@caligenyphobia)*
Po koncercie @justinbieber. Ledwo przeżyłam, a co u was? X

Justin ciekawsko spojrzał mi przez ramię i zachłysnął się widząc znaczek wysyłanego tweeta.
- Spokojnie, kochanie – mruknęłam – nic o tobie. Poniekąd.
- Jak chcesz to sobie potweetuj z mojego kąta – wzruszył ramionami i dał mi swoją komórkę. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. – no co?
- Czy ty naprawdę dajesz mi swoją komórkę z twoim Twitterem? – nie kontrolowałam wpływającego na moje usta szerokiego uśmiechu.
Woah! Twitter Justina Biebera! Co z tego, że tak przez pół życia byłam anty-belieberką. Już nawet nie słuchałam, co Justin do mnie mówi. Szybko odblokowałam jego iPhone’a (miał ten sam model co ja, z tym, że ja miałam złoty a on czarny) więc nie sprawiło mi to najmniejszego kłopotu. Chociaż komu sprawiłoby kłopot odblokowanie telefonu? Towarzystwo tego chłopaka źle na mnie wpływa.
Włączyłam aplikację i popatrzyłam wytrzeszczonymi oczami na ilość powiadomień, które po chwili zignorowałam.
- Ej, Justiiiin – powiedziałam, przeciągając samogłoski.
- Co byś chciała, skarbie? – zapytał. Czy ja wariuję, czy naprawdę podoba mi się brzmienie jego głosu gdy mówił do mnie „skarbie”?
- Mogę się zaobserwować? – zapytałam. Zaśmiał się.
- Jasne – odpowiedział. Wychyliłam się w jego stronę i cmoknęłam jego policzek.
- Ciekawe, kto tu zaraz zacznie składać niemoralne propozycje… - pokręcił głową, na pozór zdegustowany – i to tylko za follow na Tweeterze. Niektórym niewiele do szczęścia potrzeba.
Znowu nie zwróciłam na niego uwagi. Szybko wpisałam w przeglądarkę nazwę mojego konta i kliknęłam „follow”. Właśnie do grona moich prawie dziesięciu tysięcy obserwujących dołączył Justin Bieber. Woah.
- A ty mnie obserwujesz? – zapytał.
- Eee, nie. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą – przecież cię nie lubię, pamiętasz?
- Jak to?! Vet za vet, dawaj twoją komórkę!
Zaśmiałam się i rzuciłam mu mojego iPhone, podczas gdy sama patrzyłam na wolne miejsce w którym wpisuje się posty. Co mogłam napisać na koncie Justina? Po chwili namysłu zdecydowałam się na coś… neutralnego, przynajmniej na razie.

Justin Bieber (@justinbieber)
Jak tam po koncercie, beliebers? Co sądzicie o moim popisowym „Lolly”?

W ciągu trzydziestu sekund post „Justina” do ulubionych dodało sześćdziesiąt tysięcy osób. Ja przy swoich miałam góra koło trzydzieści gwiazdek…

V. (@caligenyphobia)
@justinbieber byłeś najlepszy! Jestem tak podekscytowana tym koncertem, jutro kupię sobie te wasze sławne fioletowe wstążeczki. Vera #beliebers

Zachłysnęłam się, czytając co Justin napisał na moim profilu. Ah tak?

Justin Bieber (@justinbieber)
Słyszeliście o nowej modzie na motta typu „co najmniej osiemnaście centymetrów”? ja się chyba nie łapię… naturalnie, mowa tutaj o damskich obcasach.

- Vera! – zaśmiał się mój towarzysz. – to był cios poniżej pasa!
- I to dosłownie – odpowiedziałam. Dostałam w odpowiedzi uroczy smirk. Taki lekko zawstydzony… ah.
- Swoją drogą, twoi followersi są lekko… zaszokowani twoją postawą.
Właśnie! Przecież na Twitterze chyba wszyscy wiedzieli, że jestem „przeciwko” Justinowi i klanowi beliebers. Wyrwałam mu z dłoni moją komórkę, by szybko skontrolować stytuację.

Lilly (@bambiswagger)**
@caligenyphobia i #beliebers?! Co ci @justinbieber powiedział na tej scenie?

Boy Belieber (@stavi2331)
@caligenyphobia wreszcie zmądrzała?

Justin Bieber (@justinbieber)
każdy w końcu ulega mojemu urokowi.

Przejechałam wzrokiem lawinę komentarzy spowodowanych wpisem Justina.
- Ugh, jakie to irytujące – mruknęłam – ty znasz Justina?! Powiesz mu, żeby mnie zaobserwował? – cytowałam tweety piskliwym głosem.
- Witaj w moim świecie.
W samochodzie zapanowała cisza, oboje byliśmy pogrążeni w swoich myślach. Mimo, że nigdy nie lubiłam twórczości Justina musiałam przyznać, że jako człowiek jest naprawdę fajny, a mówię to po godzinie „znajomości”… to o czymś świadczy, ptawda?
Uroczo się uśmiechał, potrafił być zabawny i gdy w dobie XXI wieku pozwolił mi dotknąć swojej komórki musiał być albo wyjątkiem, albo… no właśnie, jaka mogłaby być druga możliwość? A na dodatek naprawdę zaprosił mnie na…, kurczę, co się je o pierwszej w nocy? Nieważne. To naprawdę urocze z jego strony. I muszę przyznać, że patrząc na jego lewy profil ukradkiem zza kurtyny włosów musiałam przyznać, że jest przystojny.
Chwila, stop. Vera, czy naprawdę pomyślałaś, że Justin Bieber jest przystojny?! Gdyby Julie to słyszała… Julie! Cholera!
- Cholera!
Justin rzucił mi zdezorientowane spojrzenie. Jego długie rzęsy kładły cień na ładnie wystające kości policzkowe.
- Coś się stało?
- Julie, moja przyjaciółka. Ta, która zaciągnęła mnie na koncert. Przecież ona musi umierać z nerwów! Miałyśmy razem wrócić do domu…
Szybko wykręciłam jej numer i przytknęłam słuchawkę do ucha. Dziewczyna odebrała po dwóch sygnałach.
- Vera! – krzyknęła dziewczyna – gdzie ty, do cholery, jesteś?! Umieram tu z nerwów!
- Hej, spokojnie – mruknęłam - spotkałam Ju…, eee, fajnego chłopaka…
- Słucham?!
- Dokładnie, fajnego chłopaka na koncercie Biebera – Justin prychnął gdy przewróciłam oczami, musiałam zasłonić usta by się nie zaśmiać – w  każdym razie trochę się zagadaliśmy i on mnie odwiezie, dobrze? Nie martw się.
- Czemu to zawsze ty musisz mieć takie szczęście – powiedziała – w każdym razie, i tak czeka cię dokładna relacja z twojego występu na scenie! – przeczuwając nadchodzącą tyradę przyjaciółki włączyłam głośnik i pokazałam Justinowi głową, by zaczął słuchać – jak udało ci się namówić Justina Biebera do zaśpiewania „Lolly”?! I w ogóle, jak to się stało, że z nim rozmawiałaś?! Boże, Vera, przecież ty go wcale nie lubisz…
Justin spojrzał na mnie urażonym wzrokiem. Posłałam mu przepraszające spojrzenie.
- Nie jest taki zły – wtrąciłam nieśmiało. W słuchawce zaległa cisza.
- Okej… - powiedziała Julie – nie ruszaj się, gdziekolwiek jesteś. Zaraz naślę na ciebie, wstręty robocie, jakichś tajnych agentów! Chcę odzyskać moją przyjaciółkę!
Przewróciłam oczami, a Bieber się zaśmiał.
- Czy to on się śmieje?! Vera, powiedz…
- Wrócę jutro, kocham cię – przerwałam jej bezlitośnie z zamiarem rozłączenia się, jednak mój palec w odległości centymetra od ekranu powtrzymała niewidzialna siła. Za chwilę ze słuchawki dobiegł mnie odgłos zbicia szkła i stłumiony krzyk.
- Czy. Justin. Bieber. Właśnie. Zaobserwował. Cię. Na. Twitterze?! – powiedziała dziewczyna, siląc się na spokój – nie waż mi się rozłączyć, żądam wyjaśnień! Vera!
- Kocham cię, J. – powiedziałam, cmoknęłam w kierunku telefonu i się rozłączyłam.
- Masz szczęście, że nie jest na tyle zwariowaną fanką, że potrafi rozpoznać twój śmiech – mruknęłam do Justina, po czym z powrotem zalogowałam się na Twittera (tym razem własnego) i zaczęłam czytać ciągle pojawiające się wpisy pod postem Biebera.
_________________________________________________________________________________
Ten rozdział już jest dłuższy, choć tylko trochę.
Czy ktoś w ogóle tu jest? :(
Arabelle
* konto z którego tweetuje Vera należy do mnie :)
** to z kolei jest konto jednej z najlepszych tłumaczek na blogspocie. Bambi, jeśli to do Ciebie dotrze to wiedz, że jesteś najlepsza!

3 komentarze:

  1. Ah, kocham to opowiadanie.. serio <3 @Kwiatkowska04

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafilam na to przypadkiem,czytam.To jest swietne,nie przestawaj pisac. :D

    OdpowiedzUsuń