- Jesteśmy – wyrwał mnie z zamyślenia mój towarzysz.
Przez resztę drogi, czyli jakieś
dwadzieścia minut, jechaliśmy w milczeniu. Justin bez słowa kierował swoim
super autem i tylko mogłam obserwować, jak opuszczamy miasto i kierujemy się w
stronę Los Angeles jakąś autostradą.
Gdy już zaczęłam zastanawiać się, kiedy
chłopak wreszcie ma zamiar się zatrzymać na „coś do jedzenia o pierwszej w nocy”
Bieber skręcił na parking przy jakimś barze i zgasił silnik. Widząc jak Justin
wychodzi z samochodu poszłam w jego ślady, po czym ciekawsko rozejrzałam się
dookoła. Okolica wskazywała, że musieliśmy wyjechać daleko za miasto, chociaż
łatwo byłoby trafić do Nowego Jorku z powrotem; światła metropolii widziałam
nawet stąd.
Justin zabrał mnie najpewniej do jakiegoś
baru przy autostradzie, przynajmniej tak wyglądała knajpka, przed którą się
zatrzymaliśmy. Mały, obskurny budynek nie zachęcał prezencją i z pewnością
gdybym była sama ominęłabym to miejsce szerokim łukiem.
- Wejdziemy, czy masz zamiar całą noc
patrzeć i podziwiać okolicę? – Justin uśmiechnął się kpiąco. Szturchnęłam go
żartobliwie w ramię, po czym nie oglądając się za siebie ruszyłam w kierunku
„restauracji”. Po chwili mnie dogonił i szarmancko otworzył mi drzwi
przepuszczając mnie pierwszą. Efekt dżentelmena popsuł jednak, puszczając do
mnie oczko- wyglądał przy tym uroczo, jednak nie za bardzo gest pasował do
image’u panów z XVII-wiecznej Anglii.
- No, Bieber, już wiem na co twoje fanki
lecą – zażartowałam, gdy znaleźliśmy się w środku – masz niebywale dobry gust
do wybierania lokali na spotkania.
- Poczekaj aż spróbujesz jedzenia –
powiedział tylko i pociągnął mnie za rękę w stronę stolika przy oknie.
Usiedliśmy po dwóch przeciwnych stronach
blatu i nim którekolwiek z nas zdążyło coś powiedzieć, przy naszym stoliku
pojawiła się około trzydziestoletnia kobieta.
- Cześć, Jay – powiedziała. Chłopak zaśmiał
się cicho, wstał i lekko ją uściskał. Kobieta odpowiedziała mu tym samym
uśmiechając się uroczo i pokazując dołeczek w brodzie.
- Jak to się dzieje, że zawsze gdy tu
jestem, ty również, Suz? – zapytał.
Patrzyłam na nich zdezorientowana.
- Telepatia – odpowiedziała filozoficznie
kobieta nazwana przez Justina „Suz”. – to może przedstawisz mnie swojej
znajomej? – zapytała wesoło. Justin uśmiechnął się jeszcze szerzej, o ile to
możliwe.
- Suzanne, to jest Vera, poznaliśmy się
dzisiaj na koncercie – kiwnął głową w moją stronę – Vera, poznaj Suzanne, moją
siostrę.
Chyba byłam właśnie najbardziej zaskoczoną
dziewczyną na ziemi.
- Siostrę? – zapytałam głupio.
- On żartuje – powiedziała tonem
wyjaśnienia Suzanne – nie jesteśmy rodzeństwem, chociaż kocham tego idiotę jak
brata. Wychowywaliśmy się razem.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Już wiem,
dlaczego w barze nikt nie zwrócił zbytniej uwagi na Justina- pewnie byli to
stali bywalcy, którym widok Biebera już spowszedniał, gdyż mogli go obserwować
podczas odwiedzania przyjaciółki.
Po chwili rozmowy moje skrępowanie rozwiało
się w zupełności; Suzie (jak ją nazywał Justin) okazała się
dwudziestosiedmioletnią amerykanką, mieszkającą na obrzeżach Nowego Jorku,
studiującą historię sztuki i zarabiającą dorywczo w barze. Była przeuroczą
osobą i miała cudowną skłonność do mówienia wszystkiego co myśli- dowiedziałam
się, że Justin jak był mały miał zwyczaj biegania po ogródku razem z domowym
psem, Lolly’m (cóż za zbieżność nazw), w samej bieliźnie i śpiewania
dziecięcych piosenek. Uśmiałam się też, gdy Suz niosąc nam zamówione jedzenie
(dla Biebera podwójny hamburger, dla mnie pepsi i frytki) przytoczyła anegdotę
o tym, jak mały Jus jadł z jednej miski ze swoim kotem, który tym razem miał na
imię Cream. Uznałam, Jus miał niebywały talent do nadawania imion zwierzątkom.
Niestety, szef Suzie zobaczył, jak z nami rozmawia i biedna dziewczyna musiała
wracać do pracy i podawać piwo już i tak wstawionym starszym panom.
Zostaliśmy sami.
Justin powoli pozbywał się rumieńca, który
nie chciał go opuścić od opowieści o psie i popatrzył na mnie zawstydzony.
Jezu, zarumieniony Justin.
- Przepraszam za nią – powiedział – właśnie
sobie przypomniałem, dlaczego nie przyprowadzam tu dziewczyn.
- Na pewno przeze mnie? – znowu wtrąciła
się Suzie, gdy „przypadkiem” przechodziła obok naszego stolika – a może dla
tego, że nie ma kogo przyprowadzać?
- Daj spokój, Suzie – uśmiechnęłam się do
niej – sam Justin Bieber nie miałby z kim zjeść posiłku o drugiej w nocy? Jeśli
tak, nie ma już nadziei dla męskiego świata.
Dziewczyna dźwięcznie się zaśmiała, a
Justin zgromił nas obie wzrokiem.
- Nie ma problemu, Jus – powiedziałam do
niego – Suzie jest cudowna, naprawdę.
- Ta… - mruknął chłopak i ugryzł swojego
ogromnego hamburgera. Na jego twarzy widać było, jak bardzo jedzenie mu smakuje
– jedynie hamburgery robi cudowne. Pycha.
- Justin – odgryzłam kawałek frytki i odważyłam
się zapytać. Chłopak spojrzał na mnie z zainteresowaniem, gdy znowu oblałam się
rumieńcem – głupio mi pytać, ale… ile ty masz właściwie lat?
Gdy usłyszałam cudowny dźwięk śmiechu
Justina, stwierdziłam, że warto było się nawet ośmieszyć, żeby tylko to
posłuchać. Co jak co, ale śmiech miał naprawdę boski.
- Chyba nigdy nie sądziłem, że doczekam się
tego, że jakaś dziewczyna zapyta mnie o tak łatwo dostępną informację, jak mój
wiek. Większość nastolatek wysyła mi życzenia urodzinowe – odpowiedział – dwie
dychy, starość nie radość. A ty?
- A słyszałeś, że kobiet się o wiek nie
pyta? – wreszcie pozbyłam się chwilowego zawstydzenia, które zastąpiło
rozbawienie – dziewiętnaście.
Justin spojrzał na mnie zamyślony, po czym
zasypał mnie gradem pytań: chciał wiedzieć, czy się uczę (studiuję literaturę
angielską), czy mam rodzeństwo (mój młodszy brat, Colin, miesza z mamą w
Fairfax w Virginii), dlaczego mieszkam w NYC (zawsze o tym marzyłam, a po za
tym- studia), jak długo znam Julie (od przedszkola), czy mam chłopaka (niedawno
się z jednym rozstałam)… pytał dosłownie o wszystko, a ja nie pozostawałam mu
dłużna. Jusowi najwidoczniej sprawiało przyjemność, gdy ktoś pytał go o rzeczy
dotyczące jego przeszłości a nie chwalił się swoją wiedzą. Wbrew wszystkiemu
naprawdę zależało mi, żeby lepiej poznać mojego rozmówcę, bo, bez wątpienia,
był wart poznania.
Siedzieliśmy w barze do czwartej, raz po
raz zaczepiani przez Suzie i ani na moment przy naszym stoliku nie zapadła
cisza. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym i było naprawdę fajnie. Sama się
zdziwiłam, że ja, osoba nieśmiała, tak cudownie potrafiłam się dogadać z nowo
poznanym chłopakiem, ale wcale mi to nie przeszkadzało- wręcz przeciwnie. Chyba
oboje mieliśmy podobne odczucia.
- Z bólem przyznaję, że muszę zmienić moje
poglądy na twój temat – oznajmiłam poważnym tonem, gdy wyszliśmy z baru. Siedzący
w środku panowie zaczęli już naprawdę zachowywać się… nieprzyjemnie i
zdecydowaliśmy się na spacer.
- Będzie cię to dużo kosztowało, prawda? –
podłapał i posłał mi współczujące spojrzenie.
- Tak myślę.
- Ludzie z Twittera cię zlinczują. Vera
belieberką!
- O nie! Na to nie licz, belieberką w życiu
nie zostanę.
- A co złego jest w belieberkach?
- Mają fioła na twoim punkcie, w większości
nie potrafią rozmawiać na inny temat niż ty, każda z nich zabiłaby, żeby być
teraz na moim miejscu… - wyliczałam na palcach.
- Dobra, rozumiem – zaśmiał się i kpiarsko
podniósł ręce do góry w poddańczym geście.
Powolnym krokiem doszliśmy do ławeczki za
barem, na której usiedliśmy. Zadrżałam- na dworze było naprawdę zimno. Justin
chyba to zauważył.
- Zimno ci? – zapytał.
No cóż, miałam na sobie krótkie spodenki i
koronkową bluzkę…
- Zimno – odpowiedziałam.
Zgadnijcie, co ten idiota zrobił?
Ściągnął swoją bluzę i zarzucił mi na
ramiona. Nie wierzę… Całkiem przyjemnie pachnące perfumy.
O. Czym. Ty. Myślisz. Vera?
- Żartujesz, prawda? – zaśmiałam się.
- Absolutnie nie – odpowiedział. Cały czas
trzymał ręce na moich ramionach. – coś nie tak?
- Myślałam, że takie rzeczy zdarzają się
tylko w filmach. Wiesz, środek nocy, światło księżyca, chłopak dający bluzę
dziewczynie…
Nie dokończyłam, bo przerwał mi w pół
słowa.
- Nie martw się, nie pocałuję się. To
mogłoby podpaść pod dział „niemoralne propozycje” a kto wie, co wtedy byś
zrobiła? Nie mogę sobie pozwolić na siniak na policzku, w każdej chwili ktoś
może zrobić mi zdjęcie.
Zaśmiałam się kręcąc głową, podczas gdy
Justin usiadł obok mnie. Czy mi się zdaje, czy poczułam coś na kształt zawodu,
gdy powiedział, że mnie nie pocałuje? Niee, wydaje mi się._________________________________________________________________________________
Zawsze myślałam, że jak zacznę pisać bloga, to przy jednej z moich notek będzie taki tekst: "jedna z moich ulubionych blogerek, Chanel napisała kiedyś "jeśli chcesz mnie hejtować to za to, co piszę, a nie za to, jaką osobą jestem, bo gówno o mnie wiesz" i chciałabym tą zasadę również tutaj zastosować" JEDNAKŻE nawet żadni hejterzy tu nie wchodzą, więc sobie odpuszczę XD
Naprawdę, n a p r a w d ę byłabym wdzięczna za każdy komentarz :( nawet ten z krytyką haha
Arabelle
aaaaaaaaaaaaaaaa niesamowity zajebisty ten blog boże kocham <3
OdpowiedzUsuńauć, dzięki! miło, że komuś się podoba :)!
UsuńKurczę, wiesz co?? To jest jedno z najciekawszych opowiadań jakie kiedykolwiek czytałam! Jest świetne! Bardzo fajnie piszesz! A i słuchaj, broń Boże się nie zniechęcaj przez to, że masz tak mało komentarzy! To nie znaczy, że nikt nie czyta twojego opowiadaniu lub, że mu się nie podoba.Ludzie po prostu zapominają ich pisać i im się nie chce XDD A, i taka mała prośba skoro skończyłaś już nawet pisać epilog to może mogłabyś dodawać rozdziały częściej? Bo pisałaś, że chcesz publikować w środy.
OdpowiedzUsuńdzieki za mile slowa i spoko, to opowiadanie na pewno dociagne do konca i wlasnie zastanawiam sie nad napisaniem kolejnego :) co do dodawania rozdzialow- moze madz racje, zwlaszcza, ze niedlugo wyjezdzam i wracam dopiero w sierpniu a na 90% nie bede miala internetu. co powiesz na srody i soboty? :)
Usuńsciskam xx
Czytam czytam i czytam;) i nie mogę przestac;) cudo;)
OdpowiedzUsuńCudownie ;**
OdpowiedzUsuńOjejciu.. Kocham <3 @Kwiatkowska04
OdpowiedzUsuńCudowny :***
OdpowiedzUsuń